Promocja

PAN JEST PASTERZEM MOIM (Robert J. Morgan)

Pierwotna cena wynosiła: 29,90 zł.Aktualna cena wynosi: 19,90 zł.

Dostępność: 1 w magazynie

SKU: 7482 Kategoria:

Robert Morgan zaprasza do odkrywczej i inspirującej podróży poprzez wersety Psalmu 23. Jego osobiste świadectwo, niosące głębokie przesłanie obrazy oraz liczne odniesienia do Biblii ubogacają i odsłaniają przed nami wyjątkowy sposób patrzenia na ten powszechnie znany psalm. Niniejsza książka dostarcza świeżej, płynącej prosto z serca interpretacji tekstu. Autor umiejętnie pokazuje jak możemy zastosować w życiu ten Psalm. Ta książka to prawdziwy skarbiec, z którego warto czerpać.

FRAGMENT: 

Dziewięćdziesięcioletni Maurice Pink wiedzie ciche życie u boku swej żony w małym domku w Ipswich, w Anglii, jakieś dwie godziny drogi na północny-zachód od Londynu. Maurice jest weteranem z czasów II wojny światowej. W czasie konfliktu służył na pełnym morzu i dwukrotnie zdarzyło mu się, że okręt, na którym stacjonował został zatopiony przez Japończyków. Kiedy niedawno z nim rozmawiałem, opowiedział mi o swoim pierwszym, jak to ujął, „pójściu na dno”. Miał wtedy dziewiętnaście lat i przebywał na pokładzie krążownika liniowego HMS Repulse. Był 10 grudnia 1941 roku, kiedy to pięć japońskich torped uderzyło w kadłub okrętu. Ten dzień zwany jest „brytyjskim Pearl Harbor”. W zaledwie trzy dni po ataku na amerykańską flotę wojenną na Hawajach, Japończycy dokonali serii nalotów na brytyjskie okręty przebywające na malajskich wodach. W wyniku tej ofensywy ponad ośmiuset brytyjskich marynarzy poniosło śmierć. Okręt Maurice’a, HMS Repulse, zatonął w ciągu siedmiu minut.

Maurice, kornecista w Orkiestrze Królewskiej Marynarki Wojennej, znajdował się wtedy trzy poziomy pod pokładem, w pomieszczeniu, z którego kontrolowano ogień artyleryjski krążownika. Właśnie rozmawiał przez telefon, kiedy torpedy uderzyły w okręt. Siła wybuchu przerzuciła go przez cały pokój i cisnęła nim o gródź. Zgasło światło. Maurice znalazł się w pułapce. Rozszarpane przez wybuch części zatarasowały wyjścia i klatki schodowe. Wydawało się, że nie ma żadnej drogi ucieczki. Statek szedł nieubłaganie szybko na dno, a kiedy Maurice podejmował rozpaczliwe próby znalezienia jakiegoś wyjścia, z głośników rozległ się głos kapitana: „Wszyscy na pokład. Przygotować się do opuszczenia statku. Niech Bóg ma was w swojej opiece”.

Maurice czuł, jak woda napełnia pomieszczenie i zaczyna podnosić się coraz wyżej. W tym momencie inny marynarz, młody midszypmen, włączył latarkę i krzyknął do Maurice’a, żeby biegł za nim. Przypomniał sobie, że w pomieszczeniu, w którym przebywali znajdowała się prywatna drabina, której używał kapitan do przechodzenia bezpośrednio do swojej dziennej kajuty. Zaczęli więc wdrapywać się po tej drabinie, a potem pokonywać kolejne oraz biec przez ciemne korytarze. Ku swojej radości odkryli, że włazy na pokładzie pozostały otwarte. Kiedy stanęli na pokładzie, Maurice podbiegł natychmiast do krawędzi, zrzucił z siebie ubranie i wskoczył do chłodnej wody Morza Południowochińskiego. Nie miał kamizelki ratunkowej, a w tych wodach roiło się od rekinów. Był całkowicie nagi (jak sam powiedział: „goluteńki jak mnie Pan Bóg stworzył”) i zdezorientowany, nie wiedział, w którą stronę płynąć. Gdyby bowiem trzymał się zbyt blisko statku, wtedy wiry wytworzone przez tonący okręt, wciągnęłyby go pod wodę. Gdyby z kolei odpłynął za daleko, poza plamy ropy, wyciekającej ze statku, zostałby pożarty przez rekiny. Zaczął wpadać w panikę.

W tej chwili przypomniał mu się Psalm 23, którego dawno temu uczył się na pamięć. Kiedy tak płynął przed siebie, próbując się nie poddawać i przetrwać, zaczął powtarzać w głowie słowa Psalmu. I one utrzymały go na powierzchni. Okazały się bardziej pomocne niż kamizelka ratunkowa. Uczyniły go niezatapialnym aż do momentu, gdy został uratowany przez brytyjski niszczyciel HMS Electra ponad godzinę później.

„Czy chcesz, żebym przeczytał ci, co napisałem o tym doświadczeniu?” – zapytał mnie. Zgodziłem się pospiesznie, a on wyciągnął przechowywaną niczym prawdziwy skarb kartkę, na której wiele lat temu napisano ołówkiem: 
„W życiu każdego z nas są chwile, gdy sprawy nie układają się zbyt dobrze i czujemy się samotni. Dokładnie to przytrafiło mi się 10 grudnia 1941 roku, gdy stacjonowałem na okręcie HMS Repulse towarzyszącym HMS Prince of Wales. Zostaliśmy zaatakowani przez japońskie samoloty, w wyniku czego oba statki zatonęły. Znalazłem się w wodzie, nie widziałem nikogo wokół mnie. Dokładnie wtedy przypomniał mi się Psalm 23 i zrozumiałem, że nie jestem sam. Miałem swojego Pasterza. Pan był moim pasterzem – nie potrzebowałem niczego więcej. Nie leżałem co prawda na zielonych pastwiskach, ale unosiłem się na pokrytych ropą naftową wodach chłodnego morza – On jednak orzeźwił moją duszę. Chociaż stąpałem w cieniu śmierci, nie musiałem bać się zła, ponieważ On był ze mną. 
«Kij i laska», o których mówi psalm, nie brzmiały dla mnie znajomo aż do chwili, gdy usłyszałem nawołujące mnie głosy. Kiedy popatrzyłem w górę, zobaczyłem tuż nad sobą duży niszczyciel, HMS Electra, z burty którego zwisały siatki. Mogłem się po nich wspiąć i znaleźć bezpieczne schronienie na pokładzie. To był mój «kij i laska». Nie zastawiono dla mnie stołu, ale dostałem kubek gorącego kakao.

Od tamtego dnia „dobroć i łaska szły w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia” (por. Ps 23,6). Kiedy wracam myślą do tamtej chwili, zastanawiam się co by było, gdybym wtedy zginął. I po raz kolejny psalm dostarcza mi odpowiedzi – „zamieszkałbym na wieki w domu Pana” (por. Ps 23,6). Dziękuję Ci, Panie, że jesteś moim Pasterzem i dziękuję Ci za Psalm 23”1.

 

Waga 0,2 kg
Wydawca

M

Shopping Cart