NO LONGER MUSIC (Ton Snellaert) CD

10,00 

Dostępność: 1 w magazynie

SKU: g19 Kategoria:

Historia z życia muzyka NO LONGER MUSIC.

Awangardowy artysta malarz i amsterdamski handlarz narkotyków w jednej osobie. Poznaje Kogoś szczególnego. Rodzi się w nim pragnienie by zostać misjonarzem. Wobec tego wyjeżdża do … Indii.
Fragment z książki „Tańczący ze skinami”:
„Gdy przyjechaliśmy do Norymbergi w Niemczech, miałem gorączkę i czułem się bardzo źle. Serce mi waliło i byłem bardzo osłabiony. Zgodnie z planem mieliśmy zagrać w Kommie. Komm był w owym czasie słynną siedzibą komunistów i innych grup kontr-kulturowych. Przesiadywali tam skini, członkowie organizacji młodzieżowej popierającej przemoc i idee neofaszystowskie. Fani rocka i muzyki psychodelicznej bili się tam ze skinami i punkami. Po raz pierwszy odkąd organizator sięgał pamięcią miał tam zagrać zespół chrześcijański.
 Gdy wieczorem rozstawialiśmy sprzęt, do Kommu przyszło paru skinów. Chcieli zabić naszego ówczesnego gitarzystę, Bryana Hayesa. Dla Bryana nie było nowością, że ktoś chciał go zabić (patrz obok). Szczęśliwie dla Bryana, skini rozmyślili się i postanowili go nie zabijać. Widocznie wzięli go za kogoś innego.
 Skini mieli noże z wysuwanym ostrzem i chcieli nam zaimponować ich ostrością. Wycinali sobie nimi obrazki na ramionach – wpuszczali ostrze noża płytko pod powierzchnię skóry i w ten sposób powstawało zadrapanie. Jeden z nich wyciął sobie trójkąt. Nie wiem, co próbował sobie wyciąć ten drugi, bo nie był tak utalentowany jak ten pierwszy.
– Hej, patrzcie co umiem!- krzyknął jeden ze skinów. Chwycił butelkę po piwie i rozbił ją sobie na czole. Potem skini stanęli w odległości trzech metrów od siebie i jeden pluł, a drugi łapał to swymi ustami. W tym czasie my staraliśmy się zachować spokój i dalej rozstawialiśmy sprzęt. Próbowaliśmy zachowywać się tak, jak gdyby to, co robili, było dla nas rzeczą najzupełniej normalną.
„Na takich koncertach świetnie się bawimy” – powiedzieli.
„Tak? Czemu?” – spytałem.
„Chwytam mojego kumpla za pas” – powiedział jeden z nich. Ten większy chwycił mniejszego za pas i zaczął okręcać go wokoło. „Potem on prostuje nogi i kopie ludzi po głowach” – dodał.
„No to zapowiada nam się świetny koncert” – pomyślałem sobie. „Przyjdzie dziś dużo ludzi” – ciągnął dalej – „Skini, punki, rockmeni. I nienawidzą Amerykanów”.
 Nadszedł czas rozpoczęcia koncertu. W hali było około stu pięćdziesięciu ludzi. Wydaje się, że to niewiele. Lecz kiedy są to skini, punki i rockmeni, wygląda to jak ogromny tłum.
Gdy nas zespół zebrał się na modlitwie przed koncertem, czułem się źle. Miałem pietra, żeby nie powiedzieć więcej. Jeżeli mieliśmy oddać chwałę Bogu, strach był naszą główną przeszkodą do pokonania tej nocy. Już wcześniej wielokrotnie stawałem przed barierą strachu. Wtedy okazuje się, jaka naprawdę jest twoja wiara. W sytuacjach takich jak ta naszemu zespołowi pomagały słowa Św. Pawła z I Listu do Koryntian 2:1-5
„Tak też i ja przyszedłszy do was, bracia, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były okazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej.”
 Słowa te dotyczą całego zagadnienia strachu. Szczególnie ważny jest werset trzeci. „I stanąłem przed wami w słabości i bojaźni, i z wielkim drżeniem.” Jest to bardzo dobry opis naszych odczuć w tamtej chwili. I to nie wszystko. Popatrzcie na werset czwarty i piąty. Jego przesłanie zostało potwierdzone poprzez Bożą moc.
 Uświadomiłem sobie, że Bóg nie chce, abym żył w strachu. Dlatego często modlimy się za siebie, aby uwolnić się od strachu. Bóg chciał też, abym był gotów modlić się inaczej. Modliłem się więc: „Panie, nawet gdy moje kolana się trzęsą i drży mi głos, i gdy nie wiem co powiedzieć, pomóż mi pełnić Twoją wolę”.
 Jeśli Bóg chce za moim pośrednictwem dokonać jakichkolwiek ważnych rzeczy, nadejdzie czas mojej konfrontacji ze strachem. Wtedy właśnie zacznę żyć prawdziwą wiarą.
 Wcale nie potrzeba wielkiej wiary, żeby powiedzieć: „Panuję nad tą sytuacją. Z tym sobie poradzę”. Wiara zaczyna się wtedy, gdy uświadamiasz sobie, że bez Bożej pomocy na pewno nie dasz sobie rady. Wiara to stanięcie w słabości i całkowite uzależnienie się od Boga. Dopiero wówczas ludzie dostrzegają Bożą moc, i tylko ona działa w takich sytuacjach.
 Taką właśnie sytuacją był nasz koncert w Norymberdze. Potrzebowaliśmy, żeby Bóg okazał Swoją moc. Potrzebowaliśmy prawdziwego    Jezusa, a nie Jezusa-filozofa czy Jezusa-teologa.
„Panie, nie ma znaczenia, jak źle się czuję i jak bardzo się boję; nie pozwolę, aby strach panował nade mną. Wyjdę tam w całej mojej słabości. Musisz okazać Swoją moc, bo inaczej zginiemy”.
 Wszystkie nasze teksty zostały przetłumaczone na niemiecki i wyświetlone na ekranie. Gdy koncert się zbliżał, zastanawialiśmy się, jak najlepiej rozpocząć nasz program.
 Wybraliśmy pieśń pochwalną „Chwalimy i wielbimy Cię Panie” śpiewaną a-capella. Ukląkłem na scenie z zamkniętymi oczami i gdy śpiewałem, wyobraziłem sobie jak czyjś but kopie mnie w głowę. Rozpoczęliśmy nasz koncert.
 Jak już wcześniej wspomniałem, byłem chory i miałem gorączkę. Gdy zaczęliśmy grać, czułem się silniejszy niż kiedykolwiek. Moc Boża była z nami i czułem obecność Ducha Świętego na widowni. W tym tłumie punków, skinów i rockmenów przez cały koncert nie było żadnego zamieszania. Żadnych bójek, żadnego slam dance, nic zupełnie. Ludzie stali spokojnie, słuchali muzyki i czytali teksty piosenek. Jeżeli znasz to środowisko, wiesz zapewne, że to był prawdziwy cud.
 Po koncercie przez prawie dwadzieścia minut przemawiałem do nich, a oni słuchali. Tego wieczora jedna dziewczyna z grupy punków oddała swoje serce Jezusowi, a wielu innych rozmawiało z nami o naszym przesłaniu.”

Płyta CD

Waga0,2 kg
Wydawca

Głos Ewangelii

Shopping Cart