Promocja

ANIELSKIE ROZMOWY NOCĄ (Jolanta Szwed)

Original price was: 19,90 zł.Current price is: 5,00 zł.

Dostępność: 40 w magazynie

SKU: 5686 Kategoria:

Na treść książki składają się rozmowy aniołów, a dotyczące ich anielskiej pracy ze swoimi ludzkimi „podopiecznymi”.

Opowiadań anielskich jest siedem, wszystkie osadzone we współczesnych polskich realiach (w kraju i na emigracji). Świetnie się czyta, rozmowy inspirują, wskazują na Boga, zachęcają do bliskiej relacji z Nim.

Jolanta Szwed, autorka znana już z powieści ZAUFAĆ, pochodzi z Opolszczyzny. Pracuje w szkole średniej, gdzie realizuje jedną ze swoich życiowych pasji tj. praca z młodzieżą. Jest osobą świadomie wierzącą.

Jedno z opowiadań: BASIA

Pierwszy zaczął Rafał, a jego towarzysze przenieśli się razem z nim do małego śląskiego miasteczka. Zajrzeli do pewnego mieszkania na piętrze czterorodzinnego domu. Dom znajdował się blisko centrum, ale w spokojnej dzielnicy

w pobliżu działek. Przed domem był niewielki ogródek. Nie nadawał się na uprawy, ale można było w nim posiedzieć w ciepłe letnie wieczory.

A dzieci miały tu swój mały plac zabaw. Mieszkanie to było niewielkie, tylko dwa pokoje z kuchnią, skromnie urządzone, ale tym dwojgu, a właściwie trojgu ludziom nic więcej nie było potrzebne.

Młode małżeństwo cieszyło się z wyjątkowej chwili. Wreszcie wieczorem mogli zasiąść razem do kolacji przy dużym dębowym stole, który dostali w prezencie od cioci. Jasnowłosa dziewczynka Basia to żywe srebro, nie usiedzi spokojnie ani chwilki. Biega dookoła stołu, a mama próbuje w locie podać jej łyżeczkę kaszki. Basia traktuje to jak zabawę. Jest malutka

i drobna, sprawia wrażenie młodszej niż jest w rzeczywistości. Tato Czarek złapał ją i posadził sobie na kolana. Zjadła kilka łyżek kaszki. Trwało to zaledwie chwilę i już biegała dalej. Przyzwyczaili się już, że tak wyglądają jej posiłki.

Kiedy nastał poranek, Weronika przygotowała kanapki do pracy dla siebie i męża.

W pośpiechu przekazała uwagi opiekunce, pani Czesi, która właśnie weszła.

– Proszę zabrać dzisiaj Bąbelka na spacer – tak bliscy nazywali małą Basię. – Wtedy przynajmniej chwilę posiedzi w wózku i nie będzie pani musiała za nią biegać. W lodówce jest dla niej zupka, a na stole owoce i soczek.

– No, dzisiaj mamy piękną pogodę, chyba pójdziemy do parku, pobawimy się w piaskownicy.

– To bardzo dobrze.

– Do zobaczenia, pani Czesiu, muszę już lecieć!

– Do zobaczenia, miłego dnia!

Weronika wybiegła, by zdążyć do pracy. Dzisiaj przypadał jej dyżur, żeby otworzyć sklep. Pracuje tam już od kilku miesięcy, lubi swoją pracę. Musiała nauczyć się obsługi kasy fiskalnej i poznać zastosowanie różnych kosmetyków,

ponieważ w drogerii to ważna umiejętność. Weronikę cieszy panujący w sklepie ruch, ciągle coś się zmienia, poznaje też ciekawych ludzi. Poza tym potrzebują przecież pieniędzy, bo wydatków jest coraz więcej. Opłaty, rata kredytu za mieszkanie, codzienne życie, opiekunka. Czasami wolałaby zostać w domu z córeczką, ale z jednej pensji nie daliby rady.

Zresztą innej pracy nie było. Na nic się zdało to, że ukończyła studia z wyróżnieniem. W miejscowości, gdzie mieszkali, nie było zbyt wielu ofert pracy, o ona nie chciała daleko dojeżdżać, bo wtedy jeszcze dłużej nie widziałaby córeczki. Jej mąż ciężko pracuje w firmie budowlanej. Jest brygadzistą, ale jego dochody nie są zbyt wysokie. Dlatego, gdy Basia skończyła rok, podjęli wspólnie decyzję o pójściu Weroniki do pracy.

Pani Czesia spadła im jak z nieba. Niedaleka sąsiadka sama zaproponowała pomoc przy dziecku za niewielkie pieniądze. Cieszyła się, że będzie jeszcze komuś potrzebna. Tak jej się ułożyło w życiu, że szybko została wdową, nie miała własnych dzieci, a rodzina mieszkała daleko.

Bardzo dobrze opiekowała się Basią, miała dla niej wiele serca. Często też, gdy wracali zmęczeni z pracy do domu, na piecu czekała na nich apetycznie pachnąca domowa zupa.

Tego dnia była naprawdę piękna pogoda. Pani Czesia zabrała Bąbelka na spacer. W swoim wózku Basia wyglądała na jeszcze młodszą. Jakaś pani podeszła, zajrzała do wózka.

– Jaki śliczny dzidziuś!

A wtem z wózka odzywa się głosik.

– Dziękuję pani bardzo, ale ja już nie jestem dzidziusiem, mam już dwa latka i nazywam się Basia.

Obie panie roześmiały się serdecznie. A Basia patrzyła na nie

z lekko zdziwioną miną.

Jedno mrugnięcie oczu anioła i nastał kolejny dzień. Nic nie zapowiadało tego, by miał to być dzień inny niż zwykle. Ranek wyglądał zwyczajnie. Kanapki, krótka rozmowa z panią Czesią, całusek dla Bąbelka i marsz szybkim krokiem do pracy. Jednak tego dnia Weronika czuła się jakoś dziwnie, od rana towarzyszył jej niepokój, nie mogła się skupić w pracy. Kierowniczka odesłała ją do wykładania i metkowania towaru, bo ciągle źle wbijała kody na kasie.

Około pierwszej zadzwonił telefon. Kiedy usłyszała sygnał, ścisnęło jej się serce, przeczuwała, że to do niej. Za chwilę kierowniczka z poważną miną poprosiła ją do telefonu. Weronika poczuła, jak uginają się pod nią kolana.

– Pani Weronika?

– Tak – ledwo wydobyła głos z gardła, z paniki prawie nie potrafiła oddychać.

– Pani córeczka Basia została przywieziona przed chwilą na nasz oddział. Proszę przyjechać jak najszybciej do szpitala

i zabrać ze sobą dokumenty.

Weronika zdążyła tylko odłożyć słuchawkę, zobaczyła przed oczami ciemność i osunęła się na ziemię. Kiedy się ocknęła, koleżanka trzymała jej głowę na kolanach i przykładała zimny okład do czoła.

– Co się stało, już wszystko w porządku?

– Basia! Nie była w stanie nic więcej powiedzieć. Jak w transie złapała torebkę i wybiegła ze sklepu, wyjaśniła tylko w pośpiechu, że jej córka jest w szpitalu.

Złapała taksówkę i w kilka chwil była przy córce. To, co zobaczyła, wywołało w niej rozpacz a spazmy szarpały jej ciałem. Nie miała nawet siły płakać. Przy łóżeczku stała pani Czesia. Wyglądała na dziesięć lat starszą. A w nim maleńkie zawiniątko w białych bandażach. Jej córeczka! Do obu rączek miała podłączone kroplówki, ledwo oddychała. Weronika myślała, że znowu zemdleje. W tej chwili tuż obok pojawiła się pielęgniarka.

– To pani dziecko?

– Tak – wykrztusiła, z wysiłkiem łapiąc powietrze.

– Czy pani wie, co się stało?

– Nie, mała była w domu z opiekunką a ja byłam w pracy.

– Dziewczynka oblała się wrzątkiem.

– Jak to możliwe? – cicho jęknęła.

– O tym później, na razie chcę pani przekazać jak wygląda sytuacja na chwilę obecną. Stan pani córki jest stabilny, ale ciężki. Poparzeniu uległo trzydzieści procent jej ciała. A to jest bardzo malutka dziewczynka. Ta doba będzie decydująca. Ma poparzony cały brzuszek … Czy mogę pani jakoś pomóc?

– Nie, dziękuję, proszę tylko ratować moją córeczkę – jęknęła.

– Lekarze robią wszystko co w ich mocy, proszę się modlić.

Pielęgniarka zajęła się małymi pacjentami. Po chwili podeszła do niej pani Czesia. Była przygarbiona, wyglądała jakby przygniatał ją wielki ciężar, mówiła szeptem, oczy miała przygasłe.

– To moja wina – szepnęła cicho. Wyglądała, jakby miała zamiar zaraz upaść. Na jej twarzy pojawiło się pełno nowych zmarszczek.

– Jak to się stało?

– Właśnie nastawiłam czajnik z wodą, kiedy zadzwonił telefon – głos jej się załamał.

W tej chwili Weronika domyśliła się już, co się stało.

– Ja myślałam, że odbiorę szybko i że Bąbelek jest jeszcze zbyt mały, by sięgnąć do pieca. Czajnik zagwizdał, a ona przysunęła sobie krzesełko, wdrapała się na nie i wylała na siebie wrzącą wodę. Co ja narobiłam – szlochała opiekunka.

– Mój kochany Bąbelek, co teraz będzie?

Weronika miała mieszane uczucia: niechęć, pretensja, żal. Jednak górę wziął rozsądek.

– Pani Czesiu, to nie pani wina, to był przypadek, nic już na to nie poradzimy. Nie cofniemy czasu. Teraz zostało nam się tylko modlić o to by, Basia przeżyła. Więcej nic już nie mogła powiedzieć.

– Modlę się cały czas i błagam Boga, by ją uratował, bo inaczej nie będę mogła już dłużej żyć. Nigdy sobie tego nie wybaczę.

– Pani Czesiu, proszę już iść do domu i tam modlić się dalej. Ja zostanę tu na noc. Niech pani pójdzie do mnie do domu

i przekaże wszystko mojemu mężowi. Nie mogłam się z nim skontaktować. Pracuje dzisiaj w terenie.

– Dobrze, to ja już pójdę, niech Bóg ma was w swojej opiece.

– Rafale, czemu nie uchroniłeś tej małej dziewczynki, przecież ona była pod twoją opieką? – pytali inni aniołowie.

– Niestety, nikt mnie nie wezwał na pomoc. Dopiero kiedy się poparzyła, niania zaczęła wzywać pomocy. Wtedy dodałem jej sił i rozsądku. Szybko zadzwoniła na pogotowie, wyszeptałem jej numer alarmowy do ucha. Przekazałem jej również, żeby włożyła małą do wanny z zimną wodą. To uratowało jej życie.

– No dobrze, a co było potem – niecierpliwili się pozostali, żal im było tej Basi.

Następnego dnia lekarze sprawdzili stan dziecka i przekazali matce, że jest duża szansa na przeżycie. Jej spięta i matowa twarz nabrała trochę kolorów. Pierwszy raz od dwudziestu czterech godzin Weronika odetchnęła pełną piersią, łzy polały się strumieniami po jej policzkach.

Jednak to nie był jeszcze koniec. Każdy kolejny dzień przynosił nowe wiadomości. Lekarze byli już prawie pewni, że dziewczynka będzie żyła, ale pojawił się kolejny problem. Mała miała już do końca życia mieć na całej powierzchni brzucha okropną bliznę. Teraz to jeszcze nie była tragedia, ale kiedy będzie nastolatką, a potem młodą kobietą… Jej bliscy nie dawali jednak za wygraną, niektórzy się modlili inni szukali pomocy u dobrych lekarzy. Pytali o leki nowej generacji, które pomagają w leczeniu poparzeń. Szukali pomocy nawet u dalszej rodziny.

– A co ty wtedy robiłeś Rafale?

Można było w tym stwierdzeniu wyczuć nutkę powątpiewania i dezaprobaty.

– Widzieliście wcześniej tę młodą pielęgniarkę, która tak często zaglądała na oddział? Jak kładła swoje dłonie na brzuszku Basi?

– A tak – powinniśmy się byli domyśleć, przecież tak długo się znamy. Wybacz, ale bardzo przejęliśmy się tą historią.

– Ok, nie ma sprawy. Reagowałem na każdą modlitwę, było to dla mnie przywilejem, że mogłem mieć udział w powrocie Basi do zdrowia. Popatrzcie jeszcze chwilę jak to się dalej potoczyło.

– Weroniko, idź do domu, chwilę odpocznij, ja cię zastąpię. Siedzisz tu już tak długo, w końcu jestem jej tatą.

– Dobrze, prześpię się kilka godzin i wrócę.

– A co mówili lekarze?

– Stan małej jest już dobry, na razie odsunęli decyzję

o przeszczepie, podobno jej ciałko goi się cudownie. Ja co prawda tego nie widzę, jak patrzę na te rany, to o mało mi serce nie pęknie. Ale to oni są specjalistami, muszę wierzyć, że wiedzą, co robią.

– Na pewno, kochanie będzie dobrze. Najważniejsze, że nasza córeczka żyje.

Dni upływały, jeden podobny do drugiego. Minęło kilka miesięcy, a u naszych aniołów było to zaledwie kilka mrugnięć okiem. Sceny z życia tej rodziny przesuwały się przed nimi niczym kadry z filmu.

Oto Basia biegnie po łące za domem. Jest już wiosna. Dziewczynka odzyskała dawną spontaniczność i nic nie wskazywałoby na to, że nie tak dawno przeżyła tragedię, gdyby nie jej oczy. Było w nich coś dziwnego jak na trzyletnie dziecko. Jakaś dojrzałość i tajemnica.

Tego dnia postanowili całą rodziną udać się nad rzekę, była piękna słoneczna pogoda. Zabrali koszyk z jedzeniem, butelkę wody i pojechali całą rodziną na wycieczkę rowerową. Byli

z nimi również babcia i dziadek.

Kiedy rozłożyli kocyk i usiedli już wszyscy, Weronika wyciągnęła maść i przygarnęła Basię, połaskotała ją tak, że dziewczynka wierzgała nogami.

– Czas na smarowanie.

– Nie teraz mamusiu, ja chcę na huśtawkę, bo ktoś mi ją zaraz zajmie – żaliła się dziewczynka.

– To potrwa tylko chwilę, a za to tatuś cię potem pohuśta. Co ty na to?

– No dobrze, to niech tak będzie.

Kiedy mama zaczęła smarować brzuszek Basi, ich oczom ukazała się śliczna różowa skóra, po bliźnie nie było już prawie żadnego śladu.

– No dobrze, to teraz możesz się bawić, – tylko bądź ostrożna!

– Dobrze, mamusiu. Tato! Miałeś mnie pohuśtać!

Tylko ktoś, kto wiedział, co przeżyła Weronika, mógł wyczuć w jej głosie to delikatne drżenie. Za każdym razem, gdy jej córka znikała z pola widzenia, wciąż ściskało się jej serce.

– To cud – westchnęła babcia. – po takim poparzeniu a nic prawie nie widać. Bóg okazał nam wielką łaskę.

– Tak, to prawda, to niesamowite.

– A jak się ma pani Czesia, co u niej słychać? Czy już się pozbierała?

– Niestety, wciąż nie jest w najlepszej formie. Ten wypadek całkowicie ją załamał. Nadal nie może sobie tego wybaczyć. Prawie w ogóle nie wychodzi z domu, mimo że z Basią już wszystko w porządku.

– Dobrze, że twoja mama poszła już na emeryturę i może się zajmować wnuczką.

– Tak, to najlepsza opiekunka jaką miałam i zostawiając Basię pod jej opieką, nie wpadam w panikę. Byłoby mi trudno zaufać komuś innemu. Jednak żal mi pani Czesi. Muszę się do niej wkrótce wybrać z wizytą. Zabiorę ze sobą Basię, by się przekonała na własne oczy, że nic jej już nie jest.

Po chwili na kocu pojawiła się roześmiana dwójka.

– Mamo, byłam szybsza od taty. Szkoda, że tak rzadko może się ze mną bawić.

– A właśnie dobrze, że jesteśmy tu wszyscy, musimy wam coś powiedzieć – Weronika podała rękę mężowi, uśmiechnęli się tajemniczo.

– Tak, a co takiego? – dopytywała się jak zwykle niecierpliwie dziewczynka, robiąc przy tym zabawną minę. Wydymała usta

i wyglądała jak ryba.

– Chcieliśmy ci powiedzieć, że na początku przyszłego roku będziesz miała braciszka lub siostrzyczkę, ale na wspólne zabawy będziesz musiała poczekać trochę dłużej, aż twoje rodzeństwo nauczy się chodzić.

– Nareszcie nie będę sama. Będę się nim, tym dzidziusiem, opiekować. Nie ważne czy to będzie chłopak, czy dziewczynka. I będę się o niego modlić codziennie, żeby mu się nic złego nie stało.

A jednak mała pamięta – pomyślała Weronika. Zrobiło się jej trochę smutno, ale odsunęła od siebie złe myśli.

– Tak, kochanie, będziemy się o to modlić razem, każdego wieczoru, by dobry Bóg posyłał swego anioła, by chronił to maleństwo i o to, by również strzegł ciebie.

– To fajnie mamusiu, to znaczy, że teraz nic mi już nie grozi. Bo jestem pod dobrą opieką.

– Tak, Bąbelku. Pod najlepszą – ukradkiem otarła łzy z oczu.

Czas zacząć nowy etap i na nowo nauczyć się ufać – ta myśl dodała jej nadziei. Poczuła czyjąś delikatną dłoń na swoim ramieniu, zapewniającą ją, że wszystko będzie dobrze.

I wiedziała, że to jest prawda, że Basia nigdy nie będzie już sama.

– Wiesz, to dobrze, że twoja historia Rafale ma takie zakończenie, mogło to wyglądać zupełnie inaczej.

– Wiem, też cieszę się z takiego obrotu sprawy, mam nadzieję, że już zawsze będą mnie wzywać na pomoc. A Basia jest niezwykłą dziewczynką.

– A co słychać u tej starszej pani, czy wreszcie sobie wybaczyła?

– Tak, ale trwało to bardzo długo. Pogodziła się z tym, dopiero po roku od wypadku. Wtedy Weronika z córką odwiedziły panią Czesię i jeszcze raz potwierdziły, że wszystko jest już w porządku, zapewniły ją też o przebaczeniu i swojej przyjaźni.

Waga 0,25 kg
Shopping Cart